W 2019 roku, w trakcie pierwszej wyprawy kolejfoto do Laponii, skupiłem się na widoku na eskę w Stordalen od zachodniej strony. Efekty były znakomite, natomiast planując kolejny wyjazd w ten rejon dwa lata później, wpadłem na pomysł aby spróbować spojrzeć na to samo miejsce od strony południowo-wschodniej.

Mapa wskazywała, że od stacji w Stordalen aż pod pobliski maszt telekomunikacyjny prowadzi jakaś ścieżka. Znajdował się on niecałe 300 metrów wyżej niż linia kolejowa, co zwiastowało całkiem ładny widok. Zakładałem, że przy dobrej pogodzie odległość niespełna 2 km do wspomnianej eski nie będzie problemem i kadr powinien być równie dobry.

Dotarcie z Abisko do Stordalen w godzinach przedpołudniowych nie jest łatwe, bo o tej porze nie kursuje żaden autobus, a pociągi w ogóle tam się nie zatrzymują (jak zresztą na całym odcinku między Abisko i Kiruną). Pozostał więc autostop, bo 12 km to trochę za dużo na wycieczkę pieszą. Udało mi się dosyć szybko złapać „okazję”. Starsze małżeństwo zabrało mnie bez problemów, a pan siedzący za kierownicą jak się okazało był kiedyś pracownikiem administracyjnym kolei szwedzkich. Po kilku minutach jazdy podziękowałem za podwózkę i ruszyłem w kierunku torów. Pogoda była całkiem niezła, dosyć mocno wiało, chwilami coś pokapywało z nieba ale przeważało słońce. Czasu miałem dosyć dużo, ale już na początku pojawiły się trudności ze zlokalizowaniem ścieżki prowadzącej do masztu i jakiegokolwiek przejścia przez płot, który odgradzał stację od terenu po jej południowej stronie. Po dłuższej chwili maszerowania wzdłuż nieco znalazłem miejsce, gdzie przestrzeń pomiędzy powierzchnią gruntu a końcem siatki była na tyle duża, że mogłem się tam przecisnąć. Wobec faktu, że ogrodzenie jest dosyć wątłej konstrukcji, taki sposób pokonywania go jest bardziej bezpieczny niż próba przejścia przez nie górą.

Pierwszą przeszkodę miałem za sobą, teraz trzeba było namierzyć ścieżkę. Nie było to łatwe i nawet mapa w telefonie sprzęgnięta z GPSem niewiele była w stanie pomóc. Na właściwą trasę trafiłem dopiero po odejściu od torów na odległość około 200 metrów. Początkowo wyglądała ona nawet na używaną przez quady, później zrobiła się znacznie węższa. Ścieżka miejscami przechodziła przez podmokłe miejsca. Po kilkunastu minutach wyszedłem powyżej górnej krawędzi lasu. Wiatr dawał się coraz bardziej we znaki. Widok jaki miałem przed sobą był zachwycający, choć całkiem odmienny od tego, którego się spodziewałem. Eska bowiem była w ogóle niewidoczna z tego miejsca. Miałem za to przed sobą ładny fragment linii kolejowej, wkomponowanej w żółto-zielone lasy, z niebieskimi wodami jeziora Torneträsk na drugim planie i nieco już ośnieżonymi szczytami w oddali po lewej stronie. Internetowy lokalizator pociągów informował, że zbliża się do mnie upragniony skład towarowy, ale czas do jego przyjazdu zamierzałem spędzić schowany na grupą skał, bo wiatr szybko wychładzał organizm. Po kilkunastu minutach lokomotywa IORE z 68 wagonami pojawiła się w zasięgu mojej widoczności. Chwilę później zniknęła, aby po kilkudziesięciu sekundach wyłonić się tuż przed łukiem. Skład częściowo przysłonięty fragmentem lasu wkomponował się idealnie. Chciałem go sfotografować również kawałek dalej, na prostej tuż przed stacją. Coś się jednak stało i pociąg zatrzymał się nieco wcześniej. Ruszył po kilkuminutowym postoju, jak przypuszczam spowodowanym jakąś usterką. Po wykonaniu drugiej serii zdjęć poczekałem aż będzie przejeżdżał przez stację, aby na najdłuższej ogniskowej móc złapać samą lokomotywę. Zmarznięty równie mocno co zadowolony, szybko spakowałem sprzęt i ruszyłem na dół. Wracając sprawdziłem raz jeszcze, że ścieżka między linią energetyczną a torami faktycznie gdzieś niknie. W Stordalen zostałem jeszcze na kolejne 3 godziny.

Please follow and like us:
fb-share-icon